Po wieloletniej batalii Polska nareszcie dołączyła do grona krajów, w których zalegalizowano medyczną marihuanę. To z jednej strony zwycięstwo wszystkich, którzy od lat walczyli o legalny dostęp do leków na bazie konopi indyjskich. A przede wszystkim sukces rodzin osób poważnie chorych i przechodzących uciążliwe terapie, dla których zbawienny wpływ kannabinoidów jest jedyną szansą na wyleczenie, walkę z bólem, lub normalne życie.
Cieszy także to, że przynajmniej w tej sprawie politycy doszli do porozumienia, zamiast po raz kolejny robić sobie na złość i rzucać kłody pod nogi. Myliłby się jednak ten, kto uważa, że sprawa została w pełni załatwiona. Przyjęta ustawa ma niewiele wspólnego z pierwotnym projektem. Niestety politycy ponownie postawili na zachowawczość, po raz kolejny nie chcąc narażać się konserwatywnej części społeczeństwa i bazując na przekonaniu, że marihuana przyczynia się wzrostu narkomanii. Osoby, które od dawna walczą o legalny i powszechny dostęp przynajmniej do medycznej marihuany, zwracają uwagę na szereg problemów, jakie mogą wiązać się z wprowadzoną ustawą. Wszystko sprowadza się do kwestii pozyskiwania konopi do celów medycznych.
Brak narodowych upraw marihuany
Pierwotny projekt ustawy zakładał, że konopie będę uprawiane w Polsce przez samych chorych na własny użytek po uzyskaniu odpowiedniego zezwolenia. Jednak politycy wystraszyli się, że część takich domowych upraw mogłaby być wykorzystywana w celach rekreacyjnych i zdecydowali się na sprowadzanie surowca z zagranicy. Nastręcza to szereg trudności. Chociażby takich, że nie wszystkie kraje, w których uprawa marihuany jest dozwolona, mają odpowiednią nadprodukcję konopi, którą mogą przeznaczyć na eksport. Oznacza to, że dostęp do leków na bazie konopi może być utrudniony, a na same leki trzeba będzie długo czekać. Jak możemy się domyślić, dla osób, które na co dzień walczą z bólem i chorobą, każdy dzień zwłoki oznacza niewyobrażalne cierpienie, a w skrajnych przypadkach zagrożenie dla życia.
Brak refundacji
Konieczność sprowadzania surowca z zagranicy znacznie wpłynie na końcową cenę samego leku. Szacuje się, że gram marihuany kosztować będzie około 50-60 zł, co oznacza, że miesięczna kuracja może kosztować chorego około 1,5-2 tysiące złotych. Gdyby leki na bazie konopi były chociaż częściowo refundowane, nie stanowiłoby to dużego problemu. Jednak politycy, wraz z Ministrem Zdrowia na czele nie przewidzieli takiej opcji. Medyczna marihuana podlegać ma pełnej odpłatności, a w konsekwencji spora część pacjentów po prostu nie będzie w stanie sobie na nią pozwolić. Wygląda to tak, jakby politycy z jednej strony wyciągali pomocną dłoń ku chorym, w końcu podpisując stosowną ustawę, a z drugiej zmuszali zdesperowanych chorych i ich rodziny do pozyskiwania marihuany poza oficjalnym obiegiem. Patrząc z tej perspektywy, wyrzucając zapis o uprawie konopi w obawie przed wykorzystaniem jej w sposób nieodpowiedzialny przez osoby do tego nieupoważnione, politycy wylali dziecko z kąpielą, zmuszając tych, którzy jej naprawdę potrzebują do poszukiwania pomocy na czarnym rynku.
Brak podatków i nowych miejsc pracy
Brak upraw w Polsce to rezygnacja z dodatkowych wpływów z podatków oraz dodatkowych miejsc pracy, czyli kolejnych podatków, tym razem płaconych z pensji pracownika oraz pracodawcy. Uprawa marihuany, chociażby w celach medycznych, to prężnie rozwijający się przemysł. Decydując się na import surowca z zagranicy, nie tylko wyprowadzamy polski kapitał poza Polskę, ale także sami rezygnujemy z roli eksportera. Traktując konopie jak każdy inny surowiec, dobrze planując strategie upraw na użytek wewnętrzny, jak i na eksport, moglibyśmy znacznie obniżyć ceny leków na bazie konopi, co znacznie ograniczyłoby wpływy ze sprzedaży marihuany na czarnym rynku.
Uprawa narodowa
Eksperci uważają, że rozwiązaniem pośrednim pomiędzy uprawą domową konopi, a koniecznością importu surowca do Polski jest powstanie upraw narodowych pod nadzorem Instytutu Włókien Naturalnych i Roślin Zielarskich, który podlegający ministerstwu rolnictwa. Nawet gdyby dzisiaj politycy zatwierdzili takie rozwiązanie, to na pierwsze polskie konopie trzeba by poczekać około 2 lat. Oznacza to, że na razie i tak skazani jesteśmy na import.
Nie wiem, czy dożyjemy czasów, kiedy to decyzje polityczne będą podejmowane zgodnie z interesem społeczeństwa a nie w celu przypodobania się poszczególnym grupom społecznym. Obecna forma ustawy przypomina kompromis, z którego nikt do końca nie jest zadowolony. Ani chorzy, którzy na lek będą musieli nie tylko cierpliwie czekać, a i nie każdego będzie na niego stać, ani konserwatyści, którzy nie przyjmują do wiadomości, że konopie są często jedynym ratunkiem i pomocą dla chorych i cierpiących. Za to rządzący politycy zapewne są z siebie zadowoleni. Przecież z jednej strony dotrzymali słowa i zalegalizowali medyczną marihuanę, jednak jednocześnie puszczają oczko do konserwatywnego elektoratu, głosząc, że wszystko będzie „po staremu”. Warto mieć to na uwadze wybierając się na kolejne wybory.